______________________
Byłam wewnętrznie
rozdarta. No bo jednak Zielonotrawna wreszcie nie będzie zatruwać mi życia, ale
z drugiej strony umarła straszną śmiercią.
- Nie wierzę. - Lee
zakryła twarz dłońmi. - Voldemort powrócił, śmierciożercy się reaktywują,
zabiją mnie i ciebie, i Amebę, i w ogóle innych, zaraz zwariuję - zaczynała swój
słowotok, a z każdym słowem mówiła coraz głośniej i piskliwiej.
- OGARNIJCIE SIĘ WY
WSZYSCY! - wydarł się Potter.
- Nie drzyj, kurwa,
mordy - warknęłam. - Może jesteś za głupi, żeby to zrozumieć, ale ktoś właśnie
umarł.
Natychmiast
pożałowałam, że to powiedziałam. Przed oczami przeleciał mi wizerunek Albusa
Pottera.
Odwal się od niego,
głupia krowo, oznajmiła Ameba w mojej głowie. Nie byłam w nastroju do kłótni,
więc jej odpuściłam. Niech się cieszy.
- Musimy się
dowiedzieć, kim naprawdę jest Collins.
- Na pewno nie
człowiekiem - stwierdził cicho Malfoy. TO ON TAM BYŁ?!
- To, że kogoś
zabił, nie znaczy, że nie jest człowiekiem - zaprzeczyłam.
Spojrzał na mnie z
politowaniem.
- Gybyś zobaczyła
tego, kto zabił twoich rodziców, usiadłabyś z nim przy kawie i ciasteczku i
normalnie rozmawiała?
Tak, tym mnie
przymknął. Westchnęłam ciężko.
- No ale ktoś o tym
musi się dowiedzieć. - Blair zamachała rękami. - Przecież muszą poinformować
rodzinę... prawda? - zapytała niepewnie, a w jej głosie było tyle nadziei, że
to jednak okaże się głupim żartem.
- Właśnie, nie mogą
tego zatuszować. Ona musiała kogoś mieć. Męża, chłopaka, kogokolwiek - odezwał
się Longbottom.
- Pewnie, wyobraź
sobie ją z chłopakiem - warknęłam.
- Wiesz, ciebie trudno
wyobrazić sobie w Hogwarcie, szlamo.
- Longbottom - syknął
ostrzegawczo Malfoy.
- Ja uważam, że
Collins chciał się na niej za coś zemścić. Może chodzili razem do Hogwartu albo
coś? - podsunęła Amanda.
- I za to by ją za...
POTTER! - Ameba pstryknęła palcami.
- Nie krzycz na mnie.
- Twój ojciec chodził
do Hogwartu z Greengrass! - wykrzyknęła triumfalnie. - Spytaj go, czy kojarzy
Collinsa.
- Tak jest,
kapitanie Durntlig! - Potter zasalutował.
- Chyba nic innego
nie możemy zrobić. - Blair wstała z podłogi i otrzepała kolana. - Idźcie do
swoich nor, ja i Ameba musimy porozmawiać.
***
***
Siedziałyśmy we trójkę w naszych lochach - ja, Amanda i Iga - i obgadywałyśmy wszystkie Ślizgonki po kolei. Może i nasz naród był solidarny, ale tylko w obliczu zagrożenia.
- Ona wygląda jak żyrafa - mruknęła Amanda na widok piątoklasistki z ciemnymi włosami związanymi w kucyk i bardzo długą szyją.
- Kurwa, nie mogła większych szpilek założyć - zgodziła się Iga. - Nawet ja takich nie mam - mówiąc to, zrzuciła swoje małe, przy tej lasce, obcasy i położyła nogi na moich kolanach.
- Gdzie z tymi krzywymi girami - oburzyłam się, ale Iga tylko wzruszyła ramionami.
- Starkweather zaraz zrobi dziurę nosem w pergaminie - zauważyła Amanda.
- Takiej tapety to nawet ja w swoim pokoju nie mam. - Wskazałam na Parkinson. Odwróciłam głowę i nagle zastygłam z ręką podniesioną do góry. - Czy ja widzę podwójnie, czy tam jest dwóch Malfoyów?
Amanda i Iga podążyły za moim wzrokiem, po czym spojrzały na mnie z politowaniem.
- Przecież to jest jego brat.
- TO ON MA BRATA?
Okej, to pytanie usłyszał chyba cały pokój wspólny łącznie z dwoma Malfoyami. Ups.
Spojrzałam na nich jeszcze raz. Siedzieli razem przy stoliku i Dean chyba tłumaczył coś temu dzieciakowi. Byli prawie identyczni, tylko że Dean był wyższy i miał mocniejsze rysy twarzy.
- Nie wierzę, że nie wiedziałaś. - Iga parsknęła śmiechem.
- Przestań, oni mają teraz kryzys - wydusiła Amanda między salwami śmiechu. Przysięgam, zabiję je kiedyś. Prychnęłam, zrzuciłam z siebie Igę i podreptałam do Puchonów.
- Pierdolę, zostaję lesbijką - oznajmiłam.
- Ja uważam, że powinniście do siebie wrócić - stwierdziła spokojnie Ameba. Myślałam, że się przesłyszałam.
- Że co proszę?
- Idź umyć uszy. - Ameba przewróciła oczami. - Powiedziałam, że masz dalej być z Malfoyem.
- Parę godzin temu powiedziałam mu, żeby się wreszcie ode mnie odwalił.
- No to teraz powiesz mu, że jednak zmieniłaś zdanie. - Sięgnęła po talerz, stojący na stoliku obok. Ogólnie było tam dużo stolików z talerzami i żarciem, jak to u Puchonów. - Ciasteczko? - zaproponowała z anielskim uśmiechem.
- Nigdy w życiu się do niego nie odezwę - oznajmiłam kategorycznie.
- Jakaś ty uparta! - Wyrzuciła ręce w górę w geście bezsilności i prawie wywróciła talerz z bezcennymi ciastkami. - W takim razie ja to zrobię.
Nie no, ten dzień był jakiś dziwny. Już sobie wyobrażam Amebę spokojnie rozmawiającą z Malfoyem.
- W dupie chyba. Prędzej przestaniesz jeść.
Ameba rzuciła mi spojrzenie pod tytułem "nie wiesz, na co mnie stać" i pochłonęła następne ciastko.
Puchoni naprawdę mają zajebisty metabolizm.
***
Obudził mnie ktoś, kto mną potrząsał i miał czerwone włosy, czyli Lee.
- Kurwa, co ty tu robisz? - Usiadłam na łóżku i zmierzyłam ją wzrokiem. W ręce trzymała poduszkę, miała na sobie jakąś powycieraną koszulkę i krótkie spodenki, a pod oczami sińce. No i niezłą szopę na głowie.
- Śniło mi się, że Collins ci coś zrobił - oznajmiła i wpakowała się na moje łóżko. - Więc przyszłam sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Tak, byłoby świetnie, gdyby nie to, że ktoś właśnie mnie obudził - warknęłam. - Więc może wrócisz już do siebie?
Nie to, że jej nie lubiłam (Merlinie, przyjaźnię się z Gryfonką, życie jest dziwne), ale ona mnie przecież obudziła!
- Nie zasnę sama - powiedziała płaczliwym głosem. Spojrzałam wymownie w sufit.
- Nie wierzę, że będę spała z Gryfonką - wymamrotałam, po czym z powrotem zakopałam się w pościeli, odwracając tyłem do Lee. - Jak się będziesz rozpychać, to wypierdalasz stąd w podskokach, jasne?
Odpowiedział mi tylko niewyraźny bulgot spod poduszki.
____
Zróbcie mi ładny prezent na imieniny i skomentujcie *uśmiecha się przymilnie*
Jedno mnie
zastanawiało - kto teraz będzie prowadził OPCM? Raczej wątpiłam, że znajdą
kogoś w jeden dzień. No i każdy, bez wyjątku bardzo cieszył się z tego powodu,
w końcu przez jakiś tydzień odpadnie jedna lekcja.
I wszyscy, bez
wyjątku bardzo się zdziwili, kiedy rano McGolonka ogłosiła, że znalazła już
nauczyciela na wolne miejsce. Przebiegłam szybko wzrokiem, ale równie dobrze
mogłabym tego nie robić. Ktoś, czyli Ameba wcześniej zauważył zmianę.
- TEDDY! -
wykrzyknęła i z dzikim wrzaskiem pobiegła do stołu nauczycielskiego, by zgnieść
Lupina w uścisku. Miał na sobie granatową szatę i, o dziwo, ciemne, proste
włosy. McGolonka z oburzeniem spojrzała na nich, hogwarcki naród otworzył usta
w zdziwieniu, a Teddy uśmiechnął się przepraszająco, wciąż tuląc do siebie
Amebę.
Po tym roku
szkolnym McGolonka chyba pójdzie do psychologa. Musiała policzyć do dziesięciu
i wziąć głęboki oddech, żeby się uspokoić.
- Panno Durntlig,
od dzisiaj jest to nauczyciel, a spoufalanie się z nim jest głęboko niepoprawne
- oznajmiła przesadnie spokojnym głosem. Nie wiem, skąd ona to słownictwo
wzięła, wystarczało powiedzieć Amebie, żeby wracała na miejsce. Potem zaczęła
coś jeszcze pierdzielić, ale to już nie było warte uwagi.
- Ja bym chyba nie
wzięła tej roboty, gdybym wiedziała, że zabili mojego poprzednika - powiedziała
Amanda.
- Jakbyś nie miała
czegoś innego, tobyś wzięła - odparł Nick. Wolałam się nie odzywać, wyczuwałam
kolejną małżeńską kłótnię. Rzuciłam okiem na Malfoya, który był trochę
otumaniony, w końcu Greengrass to jego ciotka, i poszłam do puchońskiego stołu,
gdzie jak zwykle przywitały mnie nieprzychylne spojrzenia.
- Suń dupę. -
Machnęłam ręką na jakiegoś Puchona, chyba nawet z naszego roku, który
posłusznie przesunął się w lewo. Ameba była w bardzo dobrym nastroju, Blair
zresztą też.
- No, to kiedy
ogarniamy patronusy? - zapytała wesoło Blair i nałożyła sobie na talerz kupę
jakiejś sałatki.
- Wy się najpierw
nauczcie niewerbalnych może. - Wzięłam widelec od tego samego Puchona, któremu
zajęłam miejsce i zaczęłam jeść razem z Blair.
- To będzie na
lekcjach w tym roku, a patronusy dopiero w przyszłym. No prooooooszę, bez
ciebie nic nam nie wyjdzie! - Ameba zrobiła te swoje maślane oczka. Pokręciłam
powątpiewająco głową, przymknęłam oczy i oznajmiłam:
- Okej. Ale mam
warunek. - Wstrzymały na chwilę oddech. - Załatwicie mi jakiś talerz, bo głupio
mi ciągle wszystko brać od innych.
***
Koło osiemnastej
usłyszałam słodki głosik Blair, nakazujący "natychmiast przyjść do Pokoju
Życzeń razem z Malfoyem, bo jak nie to mi nogi z dupy powyrywa". Zniknęła
z mojej głowy zanim zdążyłam jej powiedzieć, że jeśli by to zrobiła, i tak nie
mogłabym nigdzie przyjść.
Naprawdę nie miałam
ochoty pokonywać ośmiu pięter z Malfoyem u boku. Rozejrzałam się i kiedy go
namierzyłam, krzyknęłam do niego. Posłusznie wstał z kanapy, na której Rózia
ostentacyjnie przeczesywała palcami jego włosy. Rzuciła mi spojrzenie pełne
nienawiści i pogardy.
- Lepiej, żeby to
było coś ważnego - warknął.
- Ja cię nigdzie
nie zapraszałam, ale Blair mówiła, żebym wzięła cię ze sobą do Pokoju Życzeń.
No więc ja idę, a ty rób, co chcesz.
Wstałam i zdążyłam
dojść do połowy korytarza, gdy usłyszałam za sobą szybkie kroki. Poczułam rękę
Malfoya na ramieniu i natychmiast ją strzepnęłam.
- Po co my tam
idziemy? - zapytał na którychś schodach.
Stanęłam na środku,
dokładnie przed nim. Dobrze, że dwa stopnie wyżej, inaczej nie sięgałabym
wzrokiem do jego oczu.
- Okej, więc teraz
nastaw się na odbiór. Wkurwiasz mnie, Malfoy - wyraźnie wyartykuowałam każdą
sylabę. - Nie odzywaj się do mnie, nie dotykaj mnie i nawet na mnie nie patrz.
Zrozumiałeś?
Nie zaczekałam, aż
odpowie, po prostu dalej wspinałam się po schodach. Prawie z nich spadłam,
kiedy usłyszałam Malfoya w mojej głowie.
- Słyszałaś, że
niechęć to skrywany pociąg seksualny? - Gdybym odwróciła głowę, zobaczyłabym go
pewnie z chytrym uśmiechem na twarzy.
- Myśleć do mnie też
ci nie wolno - warknęłam na głos, po czym grzecznie się wycofał, a ja tylko
modliłam się w duchu, żeby się nie zarumienić. Nie odzywał się do mnie aż nie
doszliśmy do Pokoju Życzeń.
- No i? Co mamy
pomyśleć?
- No, chyba to co
zawsze, nie?
Chwilę później ukazały
nam się wielkie drzwi, a za nimi Potter, Blair, Longbottom, Ameba, Amanda i
Lee. Wszystko wyglądało tak jak zwykle. Materace na ścianach, jakieś książki,
inne pierdoły.
- Nareszcie! -
wykrzyknęła Lee. - Chyba możemy zaczynać. Wszyscy wiedzą, jak to się robi.
Musimy po prostu znaleźć najszczęśliwsze wspomnienie. - Obróciła się i dopiero
wtedy zauważyłam, że czerwone włosy urosły jej już do ramion.
Każdy znalazł sobie
własny kącik i zanim pogrążyłam się w swoih wspomnieniach, zauważyłam
porozumiewawcze spojrzenia Pottera i Malfoya. Mogliby się nauczyć trochę
przyzwoitości i nie obrzydzać ludziom życia.
Nie miałam pojęcia,
które wspomnienie jest najlepsze. Rodzice odpadali. Może to, jak poznałam
Amebę? Nie, w sumie nawet tego nie pamiętałam. Amebka była ze mną od zawsze.
Pierwszy dzień w Hogwarcie? Skupiłam się mocno na tym przyjemnym cieple, które
zawsze czułam, kiedy przekraczałam próg hogwarckich drzwi. Wymamrotałam cicho
Expecto patronum, ale nie pojawiła się żadna, nawet najmniejsza oznaka
patronusa. Zanim zdążyłam spróbować ponownie, usłyszałam, jak Lee krzyczy:
- JA NIE MOGĘ, WYSZŁO
MI, WYSZŁO!
Okej, to był prawie
pisk. Co prawda wyczarowała tylko mgiełkę, ale... łał, to i tak było niezłe.
Jak na pierwszy raz. Mimo całej mojej sympatii do niej, i tak wkurzyło mnie to,
że jakiś byle Gryfon był lepszy ode mnie.
Próbowałam jeszcze kilka
razy, aż Potter nie zawołał, że na dzisiaj koniec. Opuściłam różdżkę ze
zrezygnowaniem, a Ameba i Lee podeszły do mnie. Amanda o dziwo zniżyła się do
rozmowy z Blair. Robi postępy, muszę ją pochwalić potem.
- Chyba tylko staremu
Pottera udało się wyczarować patronusa za pierwszym razem.
- Przecież nie
zamierzam się rzucić z Wieży Astronomicznej tylko dlatego, że nie udało mi się
wyczarować mgiełki z różdżki - odparłam lekceważąco.
- No to chodź do
naszego puchońskiego pokoiku i zrobimy jakiś rozjeb.
***
Siedziałyśmy we trójkę w naszych lochach - ja, Amanda i Iga - i obgadywałyśmy wszystkie Ślizgonki po kolei. Może i nasz naród był solidarny, ale tylko w obliczu zagrożenia.
- Ona wygląda jak żyrafa - mruknęła Amanda na widok piątoklasistki z ciemnymi włosami związanymi w kucyk i bardzo długą szyją.
- Kurwa, nie mogła większych szpilek założyć - zgodziła się Iga. - Nawet ja takich nie mam - mówiąc to, zrzuciła swoje małe, przy tej lasce, obcasy i położyła nogi na moich kolanach.
- Gdzie z tymi krzywymi girami - oburzyłam się, ale Iga tylko wzruszyła ramionami.
- Starkweather zaraz zrobi dziurę nosem w pergaminie - zauważyła Amanda.
- Takiej tapety to nawet ja w swoim pokoju nie mam. - Wskazałam na Parkinson. Odwróciłam głowę i nagle zastygłam z ręką podniesioną do góry. - Czy ja widzę podwójnie, czy tam jest dwóch Malfoyów?
Amanda i Iga podążyły za moim wzrokiem, po czym spojrzały na mnie z politowaniem.
- Przecież to jest jego brat.
- TO ON MA BRATA?
Okej, to pytanie usłyszał chyba cały pokój wspólny łącznie z dwoma Malfoyami. Ups.
Spojrzałam na nich jeszcze raz. Siedzieli razem przy stoliku i Dean chyba tłumaczył coś temu dzieciakowi. Byli prawie identyczni, tylko że Dean był wyższy i miał mocniejsze rysy twarzy.
- Nie wierzę, że nie wiedziałaś. - Iga parsknęła śmiechem.
- Przestań, oni mają teraz kryzys - wydusiła Amanda między salwami śmiechu. Przysięgam, zabiję je kiedyś. Prychnęłam, zrzuciłam z siebie Igę i podreptałam do Puchonów.
- Pierdolę, zostaję lesbijką - oznajmiłam.
- Nie można ot, tak
zmienić orientacji - wtrącił Potter, który rozwalił się po drugiej stronie
Ameby i wpierdzielał Fasolki Wszystkich Smaków.
- Do ciebie nie
mówiłam.
Ameba uniosła ręce.
- Czuję się
osaczona. Potter, spieprzaj.
Na szczęście
słuchał się jej jako tako i opuścił piwnicę z miną zbitego psa.
- Ja uważam, że powinniście do siebie wrócić - stwierdziła spokojnie Ameba. Myślałam, że się przesłyszałam.
- Że co proszę?
- Idź umyć uszy. - Ameba przewróciła oczami. - Powiedziałam, że masz dalej być z Malfoyem.
- Parę godzin temu powiedziałam mu, żeby się wreszcie ode mnie odwalił.
- No to teraz powiesz mu, że jednak zmieniłaś zdanie. - Sięgnęła po talerz, stojący na stoliku obok. Ogólnie było tam dużo stolików z talerzami i żarciem, jak to u Puchonów. - Ciasteczko? - zaproponowała z anielskim uśmiechem.
- Nigdy w życiu się do niego nie odezwę - oznajmiłam kategorycznie.
- Jakaś ty uparta! - Wyrzuciła ręce w górę w geście bezsilności i prawie wywróciła talerz z bezcennymi ciastkami. - W takim razie ja to zrobię.
Nie no, ten dzień był jakiś dziwny. Już sobie wyobrażam Amebę spokojnie rozmawiającą z Malfoyem.
- W dupie chyba. Prędzej przestaniesz jeść.
Ameba rzuciła mi spojrzenie pod tytułem "nie wiesz, na co mnie stać" i pochłonęła następne ciastko.
Puchoni naprawdę mają zajebisty metabolizm.
***
Obudził mnie ktoś, kto mną potrząsał i miał czerwone włosy, czyli Lee.
- Kurwa, co ty tu robisz? - Usiadłam na łóżku i zmierzyłam ją wzrokiem. W ręce trzymała poduszkę, miała na sobie jakąś powycieraną koszulkę i krótkie spodenki, a pod oczami sińce. No i niezłą szopę na głowie.
- Śniło mi się, że Collins ci coś zrobił - oznajmiła i wpakowała się na moje łóżko. - Więc przyszłam sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Tak, byłoby świetnie, gdyby nie to, że ktoś właśnie mnie obudził - warknęłam. - Więc może wrócisz już do siebie?
Nie to, że jej nie lubiłam (Merlinie, przyjaźnię się z Gryfonką, życie jest dziwne), ale ona mnie przecież obudziła!
- Nie zasnę sama - powiedziała płaczliwym głosem. Spojrzałam wymownie w sufit.
- Nie wierzę, że będę spała z Gryfonką - wymamrotałam, po czym z powrotem zakopałam się w pościeli, odwracając tyłem do Lee. - Jak się będziesz rozpychać, to wypierdalasz stąd w podskokach, jasne?
Odpowiedział mi tylko niewyraźny bulgot spod poduszki.
____
Zróbcie mi ładny prezent na imieniny i skomentujcie *uśmiecha się przymilnie*