wtorek, 29 października 2013

Rozdział 61.



Jaram się tym, że znowu będę ciskać po Hogwarcie <3
TAK BARDZO MI TEGO BRAKOWAŁO.
HoH i Percico *u*
_________________
Pomińmy fakt, że prawie na pewno przez nas spaliło się całe Los Angeles.
Pomińmy fakt, że od miesiąca nie wiem, co się tam dzieje.
A wszystko to pomijamy, bo HOGWART, BITCHES.
Łażenie po Hogwarcie po dwóch miesiącach przerwy jest o wiele ważniejsze niż jakieś tam miasto. Mogę nawet przeżyć Malfoyów i Collinsa. O tak, ten ostatni sprawił, że zaczynam nie lubić transmutacji, a to już poważny błąd. W ogóle dziwnie tu jakoś. Może to dlatego, że jesteśmy w szóstej klasie, co mnie trochę przeraża. Ale Amebie też coś nie pasuje, więc to chyba nie dlatego. Bo ona ma gdzieś rok, na którym jest, i tak najważniejsze jest jedzenie.
Chociaż nie wiem, teoretycznie z nią nie rozmawiam.
Borze, kocham te ślizgońskie kanapy i to się raczej nigdy nie zmieni. I brakowało mi tego szumu jeziora za ścianą. To jest zdecydowanie lepsze od Pacyfiku czy co to tam jest.
Oczywiście przez pomyłkę wbiłam do piątych klas, bo przecież po co czytać naklejki na drzwiach? Te laski nadal patrzą na mnie, jakby chciały mnie zabić. W sumie to chyba poleciało w moim kierunku kilka Avad. Takich, które nawet muchy by nie zabiły. No nieważne. Kiedy w końcu trafiłam do właściwego dormitorium moja miłość do skrzatów domowych wzrosła o pierdyliard procent. Kocham te stworzenia, które co wieczór wsadzają termofory pod kołdry i same robią porządki.
Było dziwnie spokojnie. Pomijając fakt, że Weasley śmiała dotknąć moich rzeczy, a Malfoy po prostu istniał, nasz pokój wspólny i sypialnie były wręcz oazą spokoju. Zero wódki, ognistej i tych tam innych pierdół. Aż dziwne. Nienaturalne wręcz. Ale potrzebowałyśmy tego, ja i Amanda, po Los Angeles. Było bezpiecznie, ciepło i podstawiali jedzenie pod nos, nikt nie próbował nas spalić (na razie). Tamta noc była przerażająca. Będę się bała ognia albo coś. Potter już ma schizę. Chyba. W sumie nasza… ekhem, paczka, trochę się rozpadła. Wszyscy się pokłócili i tylko Lee latała od jednego salonu do drugiego, próbując nas jakoś połączyć.
I w końcu znalazła na to sposób.
- Ogarniamy patronusy. – Lee zignorowała mordercze spojrzenia posyłane przez Ślizgonów i usadziła tyłek na ławce obok mnie. Amanda zupełnie bezskapowo rozejrzała się i zgromiła wzrokiem kilka kotów, które wlepiały w nas oczy. Pełna konspira.
- Pewnie, a przy okazji się nie pozabijamy – prychnęłam. Naprawdę wybrała zły pomysł na to, żeby ze mną rozmawiać. Czekały mnie dwie godziny eliksirów z Bahni, a potem jeszcze Collins. McGolonka chyba jednak przeceniała moje możliwości samokontroli.
Lee posłała mi ciężkie spojrzenie osoby, która chciałaby wrócić do jedzenia.
- Błagam cię, chociaż ty to zrób.
Amanda przewróciła oczami. 
- Błagam cię, chociaż ty nie każ jej robić czegoś, czego najwyraźniej nie chce. - W sumie czemu nie? - Amanda prychnęła. - Obiecaj mi tylko, że nie będzie tam Malfoya. 
I właśnie w tym momencie usłyszałam głos wyżej wymienionego osobnika, który doprowadził mnie do szewskiej pasji
- Gdzie mnie nie będzie? 
Miałam ochotę zapoznać go z krzesłem.  
- W dupie u... A nie, tam też już byłeś - warknęła Amanda. Ślizgonki za dużo warczą. 
- To nie moja wina, że mój urok osobisty działa również na tą samą płeć. 
- Ja tego nie chcę słuchać - oznajmiłam, po czym gwałtownie wstałam. Mniejsza z tym, że zostawiłam pełny talerz (Puchoni by mnie zabili). Amanda poszła za mną jak posłuszny piesek. Oby Tarra nie potraktowała jej jako jedzenia. 
Po drodze zgarnęłyśmy zdechłe fretki od pani Skype. Fajna kobieta, nie powiem. Opiekuje się moją hipogryficą przez wakacje. Ameba ją wręcz ubóstwia.  
Tarra nas nie zabiła, a to już wielki sukces. Myślę, że fretki trochę pomogły. 
- Wiesz, co jest genialne? Mamy w chuj dużo wolnego czasu - powiedziała Amanda rozmarzonym głosem. 
- Na razie - mruknęłam. - Potem będziesz musiała się uczyć. 
Zamilkła na chwilę. 
- Jakieś wieści z Los Angeles? - Pokręciłam głową, odwiązując Tarrę. Cmoknęłam na nią (trochę dziwnie tak cmokać na hipogryfa, NOALE) i ruszyła lekkim kłusem. Musiała się jakoś wybiegać, pani Skype nie spuszczała jej z łańcuchów, a przecież nie puszczę jej, bo jeszcze mi ucieknie. 
Hogwart to chyba jedyna szkoła na świecie, w której uczniowie mogą mieć hipogryfy. 
- Też masz tak, że jak pomyślisz o tym, co się tam działo, to chcesz się zaszyć w jakimś cichym kącie? - wymamrotałam. 
- Ja ogólnie mam wrażenie, że to wszystko nasza wina. 
Zmierzyła wzrokiem Tarrę.
- Nie rozumiem, jak możesz lubić to coś.
- Ty nic nie rozumiesz. Nawet transmutacji. - Przystanęłam na chwilę i zmierzyłam ją wzrokiem. 
- Tak zupełnie przy okazji - zaczęła, spoglądając na zegarek - eliksiry trwają już od dziesięciu minut. 
- Kurwa - szepnęłam. - Bahni mnie zabije.

W ten sposób na starcie straciliśmy dwadzieścia punktów. Mało brakowało, a Gryfoni, którzy siedzieli w tym bagnie (czytaj: sali od eliksirów) razem z nami, nie zaczęli przez to świętować. 
- Mogę ich zamordować? - spytałam półgłosem Amandę, gdy siadałyśmy na krzesłach, udając skruszone.
***
- KURWA NO, JAK TE BACHORY ŁAŻĄ?! - wydarłam się na cały korytarz, kiedy po raz któryś wlazł na mnie jakiś kot. Ten, na którego wrzasnęłam, spojrzał na mnie przerażony i uciekł, po drodze taranując kolejnych niewinnych ludzi.  
- Hej, spokojnie, to tylko dzieciaki. - Amanda próbowała mnie jakoś ogarnąć. 
- JA PIERDOLĘ, KTO UCZYŁ TYCH GÓWNIARZY CHODZIĆ?! - odezwał się słodki głosik Ameby, która przedzierała się ku nam przez morze tych potworów.
 - Lata toto w kółka, kwadraty i trójkąty, ogarnąć się nie umie, no co to kurna ma być? - wydyszała. Razem zaczęłyśmy się przepychać w tłumie tych krasnali na zajęcia z transmutacji. Kiedy wyszłyśmy z tego zatłoczonego korytarza, Ameba westchnęła.
 - Pomyśleć, że kiedyś my też tak zapierdalaliśmy po Hogwarcie. 
- Wolę nie myśleć o tym, że też wpadałam ludziom pod nogi, serio - burknęłam.
 - A ty jeszcze jesteś obrażona? - zapytała zdziwiona. Amanda zupełnie niepotrzebnie wyjęła różdżkę. Przecież ja się potrafiłam kontrolować. 
- Co ty, nie widać mojego świetnego humoru? Skaczę z radości kurwa pod sufit - wysyczałam.
 - Przestań już, no. Puchoni też mają złe dni. 
Przewróciłam oczami, szybko się odwróciłam i przywaliłam głową w coś twardego. Coś, co potem okazało się panem Collinsem. 
Ups. 
- Młoda damo, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że agresja wobec nauczycieli jest surowo zabroniona w tej szkole? - Ton jego głosu był tak przepełniony patosem, że zdziwiłam się, jak ten człowiek może mówić.  
- O ile dobrze kojarzę, to jestem w tej szkole o wiele dłużej niż pan i doskonale zdaję sobie sprawę z regulaminu, który tu obowiązuje. - Zadarłam głowę do góry, żeby móc spojrzeć w jego oczy. Były prawie białe, jaśniejsze od Malfoya. Dziwne. 
Spojrzał na mnie z wyższością. 
- O ile dobrze kojarzę, to mam w tej szkole o wiele większe prawa, panno Finkle. Więc proszę traktować mnie z szacunkiem, rozumiemy się? Innym razem mogę nie być taki miły.   
Po tych słowach zniknął w klasie.  
- Czy tylko ja umiem podpaść dwóm najgorszym nauczycielom w pierwszy dzień szkoły? 
Ameba poważnie pokiwała głową, po czym stwierdziła, że Ślizgon potrafi wszystko. 
Kiedy Collins ponownie wychynął z tej swojej dziupli, wszyscy już na niego czekali. Posłał mi bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne spojrzenie, którym powiadomił mnie, że prawdopodobnie będę miała z nim na pieńku przez cały rok. Genialnie. 
Collins pokazał nam ręką, że możemy wchodzić, po czym cała puchońsko-ślizgońska masa wlała się do klasy i zaczęła napierdalać się wszystkim, czym tylko mogła. Oczywiście przez chęć zajęcia najlepszego miejsca, czyli tego z tyłu. W końcu paru Puchonów oberwało jakimiś żądlącymi, a Ślizgoni jak zwykle dumnie uratowali swoje tyłki przed pączkami latającymi po całej klasie. Collins po prostu przeszedł między nami, poinformował nas o tym, że nie będzie tolerował takiego zachowania i oznajmił, że nikt nie każe nam siedzieć tutaj i w każdej chwili możemy wyjść.W każdym razie patrzył na mnie jakby chciał mnie pokroić na kawałki. Nie wiem, skąd u niego tyle złości. Przecież to naturalne, że uczniowie kłócą się z nauczycielami. 
Razem z Amandą wywalczyłyśmy ławkę względnie na środku. Z tyłu usadziła się Ameba i Blair, a obok nich Malfoy z Weasley. 
- Widzę romans kwitnie - szepnęła Amanda, zerkając na nich. 
- Nie wiem, nie wnikam. - Położyłam książkę na ławce i podparłam głowę ręką. 
Collins naprawdę nie potrafi prowadzić lekcji. 
*** 
Wyjmowałam książki z torby, kiedy Ameba wbiła do naszego dormitorium. Nie wiem jak, może przekupiła jakiegoś Ślizgona kawałkiem czekolady albo coś. Położyła się na moim łóżku, co sama chciałam przed chwilą zrobić, ale nie wytrzymała tak długo. Usiadła i omiotła wzrokiem pomieszczenie. 
- Widzę, że Rózia ma otwarty kufer - zauważyła. - Szkoda by było, gdyby ktoś - jej oczy zwęziły się tak, że pewnie trudno było jej cokolwiek zobaczyć - nagle, zupełnie przez przypadek włożył jej tam jakieś magiczne zwierzątko, które zrobiłby rozpierduchę.
 - Dlatego nikt tego nie zrobi, prawda? - zapytałam przerażona. W sumie niepotrzebnie protestowałam. - Wiesz, że ona zrobi większy rozpiździaj niż to zwierzątko. Jest dopiero pierwszy dzień szkoły. 
- Drugi - uściśliła. Spojrzałam na nią wzrokiem pełnym dezaprobaty, a przynajmniej taki by był, gdyby nie to, że moja wyobraźnia powoli dopuszczała do siebie widok wkurwionej Weasley z podartymi rzeczami. 
Chwilę później biegłyśmy do pani Skype po któregoś z jej pupilków.
____________________

Mózg mi się przegrzał, pewnie dlatego takie krótkie >.< Ale w sumie potem bym męczyła i byłoby jeszcze gorzej.
Jestem nawet zbyt zmęczona na to, żeby zrobić chamską reklamę .____.
ÓMIERAM. 

5 komentarzy:

  1. Kocham twój styl pisania !!! Czyta się go tak jak książki Ricka Riordana.

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja Artalife, czytaj córka marnotrawna. Na wstępie chciałabym serdecznie Was przeprosić, że przez tak długi okres czasu nie dodawałam komentarzy. Jest mi z tego powodu bardzo przykro :( Przepraszam ;_; Moja wina. Ale postanowiłam się poprawić. Więc tak:
    1. Chcę powiedzieć, że cały czas czytałam Waszego bloga, tylko (ja głupia) go ni komentowałam. Proszę, nie gniewajcie się.
    2. Od teraz będę komentować wszystkie, bądź prawie wszystkie Wasze wpisy.
    3. Rozdziały są cudne, wszystkie co do jednego :*
    4. Kocham spsób w jaki piszecie <3
    5. Puchoni i Ślizgoni. Kocham <3
    6. Mam nadzieję że się nie gniewacie. Macie do tego prawo, ale błagam wybaczcie. Jest mi naprawdę przykro ;_;
    7. Chcę Wam przesłać pozdrowienia itp. itd.
    8. Życzyć dużo weny i niekończących się pomysłów.
    Wasza
    ~Artalife <3
    PS Z góry (a raczej dołu xD) przepraszam za błędy, ale piszę z telefonu.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy